Najnowsze komentarze
Jak to się mówi " pod latarnią naj...
no i fajnie :) ja mam nadzieje ze ...
wchodzi na koło?
No to pogratulować i pozazdrościć ...
Gratuluję zakupu i miłych jazd życ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
Moje miejsca
Moje linki
<brak wpisów>

09.06.2009 20:16

Pod kątem 54 stopni

Jest rano. Która godzina, dokładnie tego nie wiem. Dopiero otworzyłem swoje oczy. Leżę w bezruchu, próbując odtworzyć to, co miało miejsce wczoraj. Plątanina zakrętów, łechcące moją wewnętrzną próżność uczucie prędkości, oraz walka. Walka z każdym napotkanym samochodem, który to jak ten przyczajony tygrys, a zarazem ukryty smok, tylko czeka na okazję, aby zepchnąć mnie w krainę nie kończącej się ciemności. Dlaczego to robię...
       Jest rano. Która godzina, dokładnie tego nie wiem. Dopiero otworzyłem swoje oczy. Leżę w bezruchu, próbując odtworzyć to, co miało miejsce wczoraj. Plątanina zakrętów, łechcące moją wewnętrzną próżność uczucie prędkości, oraz walka. Walka z każdym napotkanym samochodem, który to jak ten przyczajony tygrys, a zarazem ukryty smok, tylko czeka na okazję, aby zepchnąć mnie w krainę nie kończącej się ciemności. Dlaczego to robię? Bo to kocham. Kocham podziwiać świat, który jest przechylony względem mnie pod kątem 54 stopni.. Jazda motocyklem, to najpiękniejsza rzecz, jaką można robić w ubraniu. Ktoś, kto to wymyślił, jest dla mnie bardzo bliski. Tak samo bliski jest dla mnie każdy motocyklista. Bez względu na wiek, płeć, czy rodzaj posiadanego rumaka. To jest więź. Więź krwi, która sprawia, że człowiek ochoczo unosi rękę do góry, gdy widzi z naprzeciwka drugiego jeźdźca, który podobnie jak ty, dosiada swego stalowego rumaka, i podobnie jak ty wie, że robi to, co kocha…

             Patrzę na zegarek jest dziesiąta. Leniwym wzrokiem spoglądam za okno. Co widzę? Widzę jak krople deszczu odbijają się od szyby. Odbijają się w sposób taki, jakby chciały mi powiedzieć:

- Hej! Tu jesteśmy! Widzisz nas? Chyba sobie nie pojeździsz dzisiaj…

Lecz ja ich nie słucham. Ignoruję je. Dzień bez jazdy, jest dniem straconym. To tak, jakby komuś, kto kocha piękno i różnorodność naszej przyrody dać bilet w jedną stronę na księżyc. Każdy z nas chyba może sobie wyobrazić, jaki będzie wówczas jego wyraz twarzy.

       Jestem uparty, dlatego więc zaglądam do szafy. Do szafy, w której trzymam moją „drugą skórę”. Co prawda nie jest to prawdziwa skóra, tylko kombinezon gore-texowy, ale ja czuję się w nim tak, jakbym to właśnie w nim się urodził. Nie mija pięć minut, a ja jestem już gotowy. Zbroja przywdziana, rumak napojony i gotowy do walki czeka w swym schronieniu. Idę do niego. Idę i z każdym krokiem, kiedy zbliżam się, czuję tą więź, która sprawia, że w momencie przekręcenie kluczyka zamieniamy się w jedność. Jedność, która daje to „coś”. Coś, czego nie można porównać z niczym innym. Jestem na miejscu. Patrzę mu w oczy. On też zdaje się odwzajemniać moje spojrzenia. On też czuje to, co ja. Wie, że za chwilę, za momencik, stanie się coś wielkiego, co każdej nocy spędza nam sen z powiek.

       Obchodzę go dookoła. Podziwiam jego smukłe kształty, gładzę go po siodle. W końcu siadam na niego. Nagle stajemy się jednością. On potrzebuje mnie, ja potrzebuję jego. Wkładam kluczyk. Słyszę charakterystyczne kliknięcie, które towarzyszy mi za każdym razem, gdy to robię. To owo „klik” zwiastuje to, co się stanie za chwilę.

Przekręcam stacyjkę. Bestia budzi się do życia. Ogarnia mnie ryk wydobywający się z serca bestii, czyli jej czterech cylindrów. Nie jest to zwykły ryk. Sam Elvis dostaje drgawek w swoim grobie za każdym razem, kiedy to moja bestia przemawia. Przemawia basem ze swoistą charakterystyczną chrypką…

 Kładę ręce na kierownicy, czuję jak moc mnie ogarnia, jak rozpływa się po moim całym ciele. Moje źrenice zmieniają kolor na niebieski, a w żyłach zaczyna krążyć błękitna krew. Teraz już stanowimy stuprocentową jedność.

      Wyjeżdżam z garażu. Pierwszy bieg, koło ochoczo wędruje w górę. Podziwiam chmury na pięknym jasnobłękitnym czerwcowym niebie. Odpuszczam gaz. Drugi bieg, ekstaza sięga zenitu. Tylne koło z zapałem myszkuje po mokrej, jeszcze nie do końca przeschniętej jezdni. Przyśpieszam. Dohamowanie, składam się w zakręt. Do moich uszu dobiega dźwięk trących o asfalt podnóżków. Jestem w połowie zakrętu. Nic się nie liczy. Tylko nasza dwójka i droga, którą mamy przed nami. Szybka redukcja i gaz o oporu. Tylnia opona błaga o litość. Piszczy i krzyczy, abym się nad nią zlitował. Ja tymczasem pokonuję resztę zakrętu długim, efektownym poślizgiem. Na końcu zakrętu lekki ruch manetką powoduje ponowną podróż przedniego koła w stronę górującego na niebie słońca. Prosta się kończy, koło pomału a zarazem majestatycznie opada. Szaleństwo na zakrętach trwa. Czuję, że żyję. Czuję, że potrafię unosić się ponad wszystkim, co ludzki i realne. Pędząc licznikowe 200km/h mój umysł, pomimo iż prawie się przegrzewa od naporu informacji, to jednak odpoczywa. Ostatnie zakręty. Jestem na miejscu

      Za każdym razem, gdy powracam do domu, czuję się jak pilot czterdziestotonowego Boeinga 747, bezpiecznie posadzonego na pasie startowym w czasie lądowania. Mogę odetchnąć z ulgą. Wiem, że tu nie wydarzy się nic złego. Przekręcam kluczyk, bestia zasypia głębokim snem. Delikatnie klepię ją po baku. Pomimo iż jest taka mocarna, to w gruncie rzeczy jest bardzo delikatna. Odchodzę, czuję, że już za nią tęsknię, a jestem dopiero parę kroków od niej. Wiem, że jutro znowu będziemy ponad wszystkim i znowu świat będzie należał do nas.

- Dawid!!! – słyszę wołanie

- Tak Kotku? – odpowiadam 

- Obiad na stole – odpowiada żona…



Komentarze : 4
2009-06-11 10:05:50 Barteksm

No spoko spoko tylko ze Boeinga 747 nie waży 40 ton a 200.No i ten zakret z redukcja w połowie i przejechanie reszty łuku poslizgiem , nakedem ? Hornet i poslizgi , nie źle.

2009-06-11 10:05:50 Barteksm

No spoko spoko tylko ze Boeinga 747 nie waży 40 ton a 200.No i ten zakret z redukcja w połowie i przejechanie reszty łuku poslizgiem , nakedem ? Hornet i poslizgi , nie źle.

2009-06-09 21:50:17 Michał Mikulski

Niezły tekst, nie powiem :). Mnie ostatnio coraz bardziej męczy, żeby - ramach odpoczynku od taplania w błocie - polatać trochę szosowo. Łowca przekręcił mnie już wystarczająco, wrzucając mnie na "gixxery", czy jak się te plastiki tam zwą. Nie powiem, było nieźle.

Zmierzam do tego, że masz Horneta, a ja na taki sprzęt się czaję. Powinienem o czymś wiedzieć, przed kupnem? Oprócz oczywistości eksploatacyjnych.

2009-06-09 21:47:29 Damian

Super opowiadanie ; ))

Z każdym nowym zdaniem coraz bardziej mnie to interesuję.

Mógłbyś kolego napisać jeszcze kilka takich. Z chęcią poczytam.

Do zobaczenia na drodze.

Jedna droga, jedno koło ; D

  • Dodaj komentarz

Tagi

gandalf (4), honda (1), hornet (2), opowiadanie (1), pasja (1), sprzęty (1), Wicklow (1), wsk (1), wspomnienia (1), zakupy (1)

Kategorie